To nie był dobry sezon

To nie był dobry sezon

Tegorocznego sezonu podlodowego, na pewno nie zaliczę do udanych.

Zacznijmy jednak od bezpieczeństwa. Można marudzić, że za często wspominam o warunkach atmosferycznych, ale nigdy nie robię tego bez powodu. Szczególnie zimą ma to ogromne znacznie, nie tylko pod kątem brań, ale przede wszystkim bezpieczeństwa.

W ostatnim czasie było przynajmniej kilka naprawdę zimnych okresów. Temperatury nocą spadały nawet do kilkunastu kresek poniżej zera. Taki mróz i brak wiatru sprawiły, że jeziora ścięły się momentalnie i gdyby takie warunki utrzymały się kilka dni dłużej, mielibyśmy przepiękny sezon podlodowy.

Mimo ciągłych, stosunkowo niskich temperatur co kilka dni obficie padał deszcz, lub śnieg. To wszystko dało nam odczucie, że zima w teorii trwa w najlepsze – a to mogło być bardzo zdradliwe.

Na cienkiej warstwie pierwszego lodu robiły się kałuże. Nocą zamarzały, a następnego dnia mieszały się ze śniegiem. Sytuacja powtarzała się wielokrotnie i ostateczne kilkanaście centymetrów „lodu”, to tak naprawdę wiele cienkich i bardzo słabych warstw.

Taka pokrywa nie tylko jest zdecydowanie mniej wytrzymała, jest również piekielnie nierówna. Moja pierwsza i ostatnia próba łowienia na takim lodzie udowodniła to w stu procentach.

Lód w zatoce na której byłem miał teoretycznie dobre 15 cm. Składał się jednak z trzech warstw. Pierwsza to miękki, topniejący już lód pomieszany ze śniegiem. Później przestrzeń wypełniona wodą i na końcu kilka centymetrów przyzwoitego lodu.

Dosłownie kilkadziesiąt metrów dalej wystarczyło jedno uderzenie piką, żeby przebić się przez nie wszystkie.

W takiej sytuacji nie ma mowy o zwiedzaniu zbiornika i szukaniu tych największych ryb. Nie myślałem o tym ani przez chwilę. Skupiłem się na jedynym, stosunkowo bezpiecznym miejscu. Malutkie okonie zdominowały kilka pierwszych przerębli i po chwili przeniosłem się kawałek obok, pobawić się z płoteczkami.

Nie złowiłem oczywiście nic czym można by się pochwalić, ale biorąc pod uwagę panujące warunki – dobre i to. Zdecydowanie wolę łowienie długimi kijami w sezonach cieplejszych, ale również wędkowanie na lodzie daje mi masę frajdy, więc cieszę się, że chociaż ten jeden dzień na nim spędziłem.

Nie ma takich ryb, ani takich wędkarskich przygód, które skłoniłyby mnie do ryzykowania życia. To nie brak odwagi, a zdrowy rozsądek nakazuje mi siedzenie w domu i nagrywanie w biurze, zamiast spacerów po lodzie w takich warunkach. Wam również absolutnie odradzam takie ryzyko. Nie warto.

Nic na to nie poradzimy i można ten czas wykorzystać na inne rzeczy. Przygotowania do sezonu wiosennego, porządki, live i poradniki. Taki jest plan. Do zobaczenia!