Tak jak obiecałem - Nowy film = Nowy artykuł.
Ostatni miesiąc nie był dla mnie łatwy. Masa biurowych obowiązków, kurs prawa-jazdy, kiepska pogoda i problemy z plecami. Wszystko jednak ułożyło się super – poza regularnością w filmach.
Kiedy już zdrowie pozwoliło – wybrałem się na płocie z tyczką. Tu jednak nie mam o czym pisać… Łowisko mnie pokonało. Zbyt ostry spad i silny boczny wiatr sprawiły, że nie poradziłem sobie kompletnie.
Do tyczki na pewno wrócę i to z ogromną przyjemnością, ale chyba dopiero kiedy będzie mi dane jeździć po nowych, bardziej odpowiednich do takiego łowienia wodach.
Na kolejną wyprawę zabrałem więc bata. Po rozmowach z Kacprem postanowiłem nieco zmienić taktykę. Zamiast skupiać się na grubym i bardzo punktowym wstępnym nęceniu, będę nęcił szerzej, a tylko donęcał tuż pod spławik.
Większym polem nęcenia i regularnym donęcaniem zarówno zanętą jak i ziarnem – miałem dobrać się do grubych płoci.
Dzień zapowiadał się rewelacyjnie – lekka mgła mimo już późnej godziny, zerowy wiatr, sporo chmur. Zatrzymałem się w doskonale znanym mi miejscu, gdzie grubych, ponad 30-to centymetrowych płoci złowiłem już bardzo wiele. Z mojej prawej strony rozciągała się łąka, z lewej zaś ostry spad i potężne głębokości. Ja miałem łowić pomiędzy - na około 5-cio metrowym blacie.
Łowisko zanęciłem tak jak planowałem i zacząłem łowić. Spławik prawie natychmiast zaczął się bujać, co podpowiedziało mi, że w zanętę momentalnie weszła drobnica. Na „normalne” branie jednak musiałem trochę poczekać.
Rzadko spławik chował się cały pod powierzchnię wody, ale kiedy to robił, na końcu zestawu meldowała się naprawdę przyzwoita płoć. Choć nie tak duża na jakie się nastawiałem, był to dobry znak.
Po około godzinie zacząłem donęcać. Najpierw zwykłą mieszanką i ziarnem – konserwową kukurydzą, grochem i ciecierzycą – a z czasem dodałem do mieszanki również sporo robactwa, licząc na to, że drobnica zajmie się nimi, a grubsze płocie w spokoju będą żerować na kukurydzy.
O tym na filmie nie usłyszycie
Około godziny 15:00 podczas wymiany baterii w GoPro – mój spławik powolutku schował się pod wodę i od razu po zacięciu od wiedziałem, że mam na kiju wielką rybę. Początkowo powoli sunęła na otwartą wodę. Jedną ręką walcząc z rybą – drugą próbowałem wyjąć inną kamerę, by nagrać chociaż chwilę tego holu. Wtedy – prawdopodobnie wielki okoń – zawrócił w stronę brzegu i trzema potężnymi odjazdami rozprawił się z moim zestawem. Strzelił naprawdę mocny przypon…
Dlaczego uważam, że był to okoń? Ryba była za lekka na dużego leszcza – a ze średnimi łopatami bez problemu radziłem sobie tym kijem. Oczywiście mogła być to ogromna płoć – ale zarówno sama walka, jak i to, że następnych 5 ryb jakie złowiłem to były również okonie, raczej skłania mnie w stronę porządnego garbusa. Szkoda…
Późnym popołudniem – jak zwykle – w łowisko weszły krąpie i małe leszcze. Pomiędzy nimi na pewno kręciły się również duże płocie – jedną zresztą udało mi się złowić – ale jest to zazwyczaj czas, kiedy z tego zbiornika po prostu warto spływać.
Cały wynik to około 4-ry kilogramy średniej wielkości płoci. Jak na 6 godzin łowienia i tę wodę – bardzo słabo…
To już kolejny raz kiedy kończę z takim wynikiem w miejscu gdzie regularnie łowiłem piękne ryby jeszcze 2 sezony temu - i to znacznie słabiej przygotowany.
Początkowo myślałem, że 2020 i obecny sezon to po prostu gorszy okres i prędzej czy później ryby ruszą jak dawniej. Teraz jednak coraz częściej przechodzi mi przez myśl – że to może jednak 2018 i 2019 był wybitny – a teraz jest „normalnie”?
Siedzi we mnie wielka chęć kolejnych prób dobrania się do grubych płoci z tego jeziora – i na pewno niedługo tego spróbuję, natomiast myśl o nowych wodach i wyjazdach to obecnie największe marzenie… Kiedy mi się to uda? Myślę, że już całkiem niedługo Wam to zdradzę…
Powodzenia i połamania
Ace